niedziela, 30 października 2016

[Recenzja książki] Susanne Mischke - "Zabij, jeśli potrafisz!"

Autor: Susanne Mischke
Tytuł: Zabij, jeśli potrafisz!
Tytuł oryg.: Töte, wenn Du kannst!
Przekład: Sylwia Miłkowska
Gatunek: Thriller/sensacja/kryminał
Rok wydania: 2014
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy PWN
Ilość stron: 432

     Opis: Na jeden fatalny moment Tinka spuszcza z oczu swoją śpiącą córkę Lucie podczas zakupów w Göteborgu. Kiedy się odwraca, dziewczynka jakby zapadła się pod ziemię. Pierwsza chwila przerażenia szybko zmienia się w straszliwą wieczność...
Nierozwiązana od czterech lat zagadka porwania gryzie komisarza. Gregera Forsbegra. Jego nowa koleżanka z pracy, dziwaczna Selma Valkonen, oraz zaskakujący splot okoliczności zmuszają go do ponownego zajęcia się tą sprawą. W tym samym czasie ojciec zaginionej Lucie otrzymuje anonimową wiadomość: jego córka żyje, jednak aby otrzymać więcej informacji o miejscu jej pobytu, ma popełnić morderstwo - i pod żadnym pozorem nie powiadamiać policji!

     Co robić, kiedy nasze jedyne dziecko zostanie nagle porwane na targu pełnym ludzi? Pełni paniki zgłosimy to zdarzenie na policję i będziemy czynić wszystko, by pociecha do nas wróciła. Tinka i Leander muszą zmierzyć się z taką sytuacją. Ich jedyna córka, dwuletnia Lucie, została porwana, kiedy była z mamą na zakupach. Miejscowa policja została postawiona na nogi, rozpoczęto śledztwo zgodnie z protokołem. Ale nic ono nie dało. Przez cztery lata nie natrafiono na ślad dziewczynki i jej porywacza. Aż inne morderstwo wywołuje lawinę, która może dać odpowiedzi, których rodzice i komisarz prowadzący tak bardzo pragną. Tylko czy historia dochodzenia do prawdy została opisana tak, by wbić w fotel kryminalnym mistrzostwem? Czytajcie dalej.
     Początkowo byłam pełna optymizmu. Lubię kryminały, a jeśli do tego dochodzą wątki sensacyjne i thriller, to ja poproszę o kubek herbaty i spokój na kilka godzin, by z przyjemnością zagłębić się w lekturze. W przypadku Zabij, jeśli potrafisz! dość szybko dopadły mnie wątpliwości co do tego, czy polski debiut Susanne Mischke jest wart uwagi. Gdy wprowadzenie do historii było płynne, tak to, co działo się cztery lata później, kiedy to nagle pojawiły się nowe zbrodnie i tropy, odrobinę zaczęło mnie nużyć. Doszłam do wniosku, że bardziej opisana jest część obyczajowa niż ta stricte dotycząca dochodzenia. Są dramaty mniejsze i większe, częste opisy relacji, romanse, co razem przykrywa wątek szukania małej Lucie. A chyba nie o to chodzi w tym gatunku.
     Co mogę rzec o postaciach? Że było ich dużo. Bardzo dużo. Od rodziców zaginionej dziewczynki zaczynając, kończąc na osobach, które przewinęły się jedynie w opowieściach innych. Multum bohaterów, których z początku nie umiałam rozróżnić. Oczywiście, ci ważniejsi zostali lepiej zarysowani, niemniej z całej tej grupy tylko jedna osoba mogła liczyć na moją sympatię i to tylko dlatego, że próbowała wyjść poza narzucone przez protokoły ramy i działać. No i Selma Valkonen jest synestetykiem, a osoby z tą wadą mnie fascynują.
     Ilość postaci jest do zaakceptowania, bo przy śledztwach zazwyczaj jest wielu podejrzanych, świadków czy w inny sposób powiązanych ludzi. Ale ilość nazwanych miejsc (parków, dzielnic, osiedli, jezior, ulic, placów) jest przytłaczająca. Nie znam geografii Szwecji, nie wiem, co jest gdzie, a książka sprawiła, że nawet nie chcę poszerzać swojej wiedzy o ten aspekt. Czułam się zniechęcona, widząc nazwę, której zapewne nawet nie umiem dobrze wymówić. Tak to bywa, kiedy niemiecka pisarka mieszkająca w Szwecji pisze książkę, a czyta ją polski książkoholik. Wybacz mi, pani Mischke, ale znużyłaś mnie i nie mogłam poświęcić takiej uwagi, jaką początkowo chciałam.
     Czy jest jeszcze coś, co mnie nie porwało? Opisy miejsc zbrodni, które czasami były zwykłymi suchymi faktami. Moja wyobraźnia działała - zawsze działa przy podobnych powieściach - ale obrazy w mojej głowie mnie nie zaskoczyły. Co więcej, miałam wrażenie, że gdzieś to już było, tylko nie pamiętam, z którego kościoła pochodzi dzwonienie. Również jeden z wątków wydał mi się zbędny. Poza pokazaniem, że często powtarzamy błędy naszych rodziców, a nasze życie jest tym samym schematem co ich, nie wniosła za wiele do całej opowieści. Wydaje mi się, że gdyby ją usunąć, książka nic by nie straciła, a może zyskałaby miejsce na lepsze zagłębienie się w najważniejsze kwestie.
     Większych błędów językowych, stylistycznych bądź innych nie zauważyłam, dzięki temu skupiłam się na treści, a nie na wyglądzie tekstu. Język jest zrozumiały, miejscami formalny lub też bardzo kolokwialny, ale nie przeszkadza to w odbiorze. 

(źródło: aleksandrowemyśli.blogspot.com)

     Podsumowując, widać, że Susanne Mischke wie, jak pisać kryminały. Jej debiut w Polsce nie jest zły, aczkolwiek spodziewałam się bardziej porywającej historii. Autorka radzi sobie z opisami śledztw, ale z częścią obyczajową miewa problemy. Niemniej nie odradzam tej pozycji fanom kryminałów, bo sprawa jest ciekawa i pewnie znajdzie się ktoś, kogo wciągnie.

Ocena: 5,5/10

     Strefa dobrych cytatów

     "Brak uwagi jest czasem gorszy niż krytyka."

     "Bergeröd rzucił ostatnio, że kiedy ma przed sobą lesbijkę, od razu ją rozpoznaje, i że Selma jest nią na sto procent. Forsberg powiedział mu, że on rozpoznaje dupka, kiedy ma go przed sobą."

     "Zadziwiające, jak potrafimy czasem wyprzeć sprawy, w które nie chcemy uwierzyć."

     "(...) - Wiesz, Anders Breivik także miał dobry powód, by zamordować ludzi. Chodziło mu o jego kraj!
     - Nie porównuj nas z tym szalonym fanatykiem! - zdenerwował się Leander, głęboko dotknięty.
    - Chcę tylko powiedzieć, że każde przestępstwo da się wytłumaczyć."

środa, 26 października 2016

[Recenzja książki] Monika Jagodzińska - "Cykl"

Autor: Monika Jagodzińska
Tytuł: Cykl
Gatunek: Fantastyka
Rok wydania: 2016
Ilość stron: 127

Opis: Wraz z nadejściem nowego roku, z wybiciem magicznej godziny dwunastej na Ziemię zstępują rzesze anielskie, by zająć miejsce w szeregach między ludźmi. Są zdeterminowani. Wiedzą, że czeka ich trudny czas, przepełniony z jednej strony radością, z której czerpać będą energię, a z drugiej smutkiem, bólem i cierpieniem. Nieść będą pomoc. Nieść będą ukojenie. Ich ingerencja ujawnia się poprzez innych ludzi. Wlewają bowiem w ich duszę odwagę. Poruszają serca, by zobaczyli to, na co są ślepi. Ratują życia. Przywracają wiarę. Przywracają nadzieję. Dają miłość, zrozumienie, akceptację. Wszystko po to, by po upływie misji móc stać się prawowitym Aniołem Stróżem - opiekunem jednego człowieka. Współpraca tych istot sprawia, że ludzkie istnienie nigdy nie jest pozostawione same sobie. Nie zawsze jednak jest to proste... "Cykl" otwiera drzwi do świata, o którym nie masz pojęcia. Przekrocz je i przekonaj się, czy Aniołom uda sie sprostać postawionym wyzwaniom? A może sami potrzebują niekiedy pomocy? Nie pozwól im długo czekać...

[http://lubimyczytac.pl]


Są takie książki, które wyciągają po nas ręce zanim je fizycznie dotkniemy, a to wszystko za sprawą magicznych zapowiedzi. Jestem bardzo wymagającym czytelnikiem i rzadko kiedy rzucam się na ledwo zapowiedziane lektury jak wygłodniały wilk. „Cykl” przypadł mi do gustu zarówno idealną, prostą okładką, jak i samym opisem. A jak było z treścią? Już trochę gorzej.
Nie będę ukrywać: zawiodłam się. Tematyka była dobra, zamysł genialny, nawet motyw cyklu był dobrze obmyślany, ale wykonanie i fabuła… Moje serce krwawiło.  
Zacznę od błędów. Było ich stosunkowo niewiele, ale nie mogłam znieść widoku czegoś, co nie może nazywać się wielokropkiem, kiedy zbudowane jest tylko z dwóch znaków interpunkcyjnych. To nie był jedyny przypadek – sytuacja powtórzyła się kilka razy. Drugie moje spostrzeżenie: sposób konstruowania zdań. Przypatrzcie się temu zdaniu:

„Zapadła cisza. Przerywana dźwiękami. Chłopak rozejrzał się. Był muzykiem. Z powołania. Z pasji.”

Kropki, wszędzie kropki. Tak konstruowane zdania mają sens wtedy wówczas, kiedy mają nadać treści klimat, wzbudzić w kimś emocje. Nie można go nadużywać. Tu niestety był stosowany w nadmiarze, a wystarczyłoby po prostu gdzieniegdzie dać przecinek i zdania od razu brzmiałyby inaczej.
Jeżeli mam coś powiedzieć o samym stylu autorki, nie mogę go wyróżnić spośród tysięcy innych. Jest… zwyczajny. Może jeszcze nie do końca dopracowany, choć nie taki zły. Cały czas czułam się, jakbym czytała książkę, która jest napisana przez bardzo młodą osobę bez doświadczenia pisarskiego. Chyba się nie myliłam, bo autorka ma osiemnaście lat.
Powieść „Cykl” skojarzyła mi się z historią, którą chowa się do szuflady i za jakiś czas czyta, wspominając stare, dobre czasy, kiedy człowiek uczył się jeszcze pisać. Z takim opowiadaniem, które umieszcza się na blogu, żeby ćwiczyć sztukę pisarską i za kilka lat spróbować z wydaniem czegoś lepszego.
Przejdźmy do fabuły. Jak już wspominałam, pomysł z samym cyklem jest dobry. Każdy miesiąc dotyczy innego zdarzenia. Czasem mam małą mieszankę w mózgu, bo raz narratorem jest przyszły anioł stróż w wersji męskiej, potem damskiej i generalnie nie mamy tu wyróżnionych bohaterów. Są bezimienni. To dobre zagranie, bo problemy ludzi przedstawione w historii mogą często dotyczyć nas samych (choć tu są trochę… przedramatyzowane i bardzo schematyczne). Autorka nie postarała się, jeżeli chodzi o dobór zdarzeń. Przez długi czas mamy dziewczęta – zazwyczaj blade i drobne, które są bite, maltretowane i nagle dzięki przyszłym aniołom stróżom pojawiają się przy nich jacyś chłopacy, którzy wybawiają je od śmierci i innych tragicznych zdarzeń. Potem są już przedstawione pary. Każda historia jest prawie taka sama, ale nie powiem, że nic mi się nie podobało. Byłam zachwycona miesiącem majem, bo to tam pojawił się młody anioł (szkoda, że nie zostali oni jakoś specjalistycznie nazwani, byłoby ich łatwiej wspominać),  który zakochał się w dziewczynie. Ta historia jest naprawdę godna uwagi. Reszta w większości jest nudna i nie wprowadza niczego nowego w życie. Już nawet pozapominałam jakie problemy dotykały poszczególne osoby. Zapamiętałam tylko mnóstwo dramatyzmu i bólu aniołów. Postacie były szare, bezbarwne, wszystkie takie same, dlatego wciąż cierpię, że genialny potencjał tej powieści nie został wykorzystany!
Książkę przeczytałam w ciągu godziny. Była bardzo… skrótowa, a emocje, które się w niej miały pojawić były jałowe.
Nie wszystko było złe. Pomysł z przyszłymi aniołami stróżami, którzy schodzili na Ziemię w Nowy Rok i pomagali ludziom przez cały czas trwania cyklu był udany. No i powiem szczerze, że książka może pokrzepić ludzką duszę, szczególnie tą nastoletnią, rozchwianą, cierpiącą. Młodzi ludzie często myślą, że wokół nich czai się samo zło. Ta książka udowadnia, że zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał nam pomóc, dlatego często podczas czytania się uśmiechałam. 
Wierzę, że intencje Moniki Jagodzińskiej były dobre i szczere. Być może chciała nam przekazać coś ważnego? Każdy chyba chciałby mieć takiego anioła stróża, który będzie mu pomagał!
Podsumowując. Troszkę się dzięki „Cyklowi” rozchmurzyłam, trochę nachmurzyłam, ale patrząc na moje poprzednie oceny książek, które były o wiele bardziej dopracowane, nie mogę skoczyć tak wysoko z liczbą. Może komuś „Cykl” spodobałby się bardziej niż mnie, ale mam to do siebie, że szukam zawsze czegoś co się wyróżnia.

Ocena: 3/10

Strefa dobrych cytatów:

Miłość powinna dawać radość. Miłość powinna dawać szczęście. Miłość powinna dodawać skrzydeł, a nie je podcinać.”

(…) Tak jakbym znał ją od zawsze. Tak jakby od zawsze jej obecność uświetniała moje istnienie. Jakbyśmy  byli puzzlami. Zazębiającymi się. Pasującymi. Zagubionymi. Teraz – odnalezionymi. Czy to w ogóle możliwe?”

Liczyła się tylko chwila. Wczoraj – minęło. Jutro – dopiero będzie. Po co martwić się na zapas?”



Za książkę dziękuję wydawnictwu:

czwartek, 20 października 2016

[Recenzja książki] Leszek Mieszczak - "Noc jest dniem"

Autor: Leszek Mieszczak
Tytuł: Noc jest dniem
Gatunek: Literatura współczesna
Wydawnictwo: Psychoskok
Rok wydania: 2016
Ilość stron: 276

Opis: Powieść "Noc jest dniem" stała się swoistą podróżą w czwarty wymiar, który nie ma oparcia w otaczającej nas rzeczywistości i potwierdza, że nie każdy, którego oczy są zamknięte, śni i nie każdy z otwartymi oczami - może widzieć.

  Wiara. Wydaje się nam, że jej wpływ na ludzkie życie jest coraz mniejszy. W codzienności zapominamy o niej, bo inne rzeczy absorbują nas dużo bardziej. A może by tak zwolnić, usiąść i na chwilę zastanowić się, czy nadal wierzę, a przy tym sięgnąć po lekturę, która wpłynie na postrzeganie? Tak, chętnie. Bo "Noc jest dniem" mnie podbiła. Całkowicie.
Książka ta opowiada historię Bronisława Chrobaka, który pewnego dnia w pociągu dostrzega niewidomą kobietę i pomaga jej pozbierać porozrzucane z torebki przedmioty. Można powiedzieć, że taki sposób na zapoznanie się nie jest oryginalny - racja, miałam wrażenie, że już spotkałam się z czymś podobnym - ale przecież znajomości zaczynają się w różnych okolicznościach. Nawet w pociągach.
Kilka słów o Bronku. Z zawodu mechanik, z zamiłowania poeta i prozaik, może się pochwalić dwoma tomikami poezji i jedną powieścią. Mąż i ojciec. Człowiek, którego dzień jest rutynowy. Przynajmniej do czasu poznania Marty. Jak oceniam tego bohatera? Jako bardzo realistyczną postać. Przypomina mi odrobinę mojego kolegę ze studiów. Części czytelników może nie spodobać się, że Bronek - który jest po części narratorem opowieści - jasno mówi o tym, że się modli wieczorami, nie ukrywa swojego stosunku do wiary. Bo to właściwie o wierze mówi ta książka. Polubiłam Bronka i z chęcią spotkałabym go w jakimś pociągu.
Drugą kluczową postacią, która przejmuje połowę książki i opowiada swoją historię, jest Marta. Uzdolniona malarka, której dzieła schodzę nie tylko w kraju, ale i za granicą. Poznajemy ją jako niewidomą trzydziestodziewięciolatkę (o ile nie pomyliłam się w obliczeniach), która co kilka dni, niekoniecznie codziennie, przebywa popołudniami trasę Pszczyna-Żywiec, kiedy to wraca od siostry, której dzieckiem się zajmuje. Początkowo współczułam jej tego, że jest niepełnosprawna. Kiedy zaś poznałam dokładnie jej historię, którą opowiada Bronkowi poprzez napisaną przez siebie mini-książkę, poczułam do niej wielką sympatię, ból z powodu tego, co ją spotkało, i ogromną dumę z tego, że przetrwała wszystko, co ofiarował jej Bóg. Bo choć życie Marty przypominało życie Hioba, nie załamała się. Za tę siłę będę ją podziwiać chyba zawsze.
Podejrzewam, że gdybym nawet nie czytała tej książki podczas zagranicznego urlopu, gdybym wzięła się za "Noc jest dniem" w domu przy normalnym trybie pracy, ta powieść kazałaby mi się na moment zatrzymać i spojrzeć na swoje życie i świat pod trochę innym kątem. Niby opowieść o dwójce nieznajomych, których łączy pociąg na trasie Bielsko-Biała Północ - Łodygowice Górne, a mimo to zostałam pochłonięta i przez chwilę po zamknięciu książki nie mogłam ochłonąć. Postaci - wszystkie! - są klarowne, stworzone od początku do końca. Żadna z nich, nawet wspomniany kolega z klubu PTTK, nie jest dla zapchania fabuły. Każdy coś wnosi do historii, choćby małą iskrę stanowiącą o całym ogniu tej opowieści. Można stwierdzić, że jestem bardzo stronnicza, bo ze swoją wiarą nie mam problemów (jestem katoliczką) i dlatego powieść mi się podoba. Uważam, że trafi ona jednak do każdego, kto choć raz w swoim życiu zwątpił. Bo czy nie zwątpienie świadczy o wierze? Tego uczy mnie ta książka.
Poza postaciami i świetną fabułą na plus jest także język. Prosty, czasami wręcz kolokwialny, ale przez to czyta się naprawdę szybko - mnie zajęło to trzy dni. Dałam się wciągnąć kolejnym rozdziałom, kolejnym mailom bohaterów, kolejnym spotkaniom czy też staraniom Bronisława o wydanie kolejnego tomiku wierszy. Tak bardzo to wszystko zapadło mi w serce, że będąc na dworcu w Katowicach musiałam na rozkładzie jazdy poszukać pociągu relacji Katowice-Zwardoń. Nie muszę chyba wspominać, że uśmiechnęłam się jak psychopatka, widząc Bielsko-Białą Północ i Łodygowice Górne z godzinami przyjazdu. Wspomnienie tej trasy nadaje autentyczności historii i sprawia, że chciałabym przeżyć coś podobnego.
Wyznam także, że uwiodła mi okładka. Jest prosta, wręcz minimalistyczna, no ale cóż  - to oko po prostu mi się podoba. Może nie nawiązuje od razu do treści, ale jeśli dowiemy się o niewidzeniu Marty i o tym, że dla niej "noc jest dniem", zrozumiemy, dlaczego to właśnie oko patrzy na nas z półki. Jeśli miałabym powiedzieć coś więcej: okładka tej powieści została jedną z moich ulubionych, ot co.
Niestety, poza plusami są i minusy. A przynajmniej jeden poważny. Nie mogę powiedzieć, że jestem zadowolona z korekty. Przecinki przecinkami, nauczyłam się wybaczać ich brak, ale literówki i to poważne? Podam Wam trzy przykłady (jest w książce jeszcze jeden, który znalazła moja siostra, ale akurat ona czytała bez dzierżenia ołówka w ręce - ja go miałam, by zaznaczać cytaty, moje zboczenie - więc nie powtórzę go tutaj). Pierwszy - zdanie w książce wygląda tak: "Przy koszeniu trawy niesforne myśli kilka razy biegły do spotkanej w pociągu kobiecie". Czy nie wydaje się, że powinno być "kobiety" albo zamiast "do" wstawić "ku", by miało to ręce i nogi? Drugi przykład - wyrażenie "mój wyuczony zwód", gdy Bronek mówi o swoim zawodzie mechanika (pracuje jako dealer samochodowy). Nadal mnie ono serdecznie bawi. Trzeci przykład - specjalnie poszukałam wzoru aktu notarialnego, by się upewnić, czy to nie błąd. Ale jednak. W książce pojawia się zdanie " Dnia 28.09.2013 roku (dwudziestego szóstego października dwa tysiące trzynastego roku) przed mną, Antonim Góreckim, notariuszem w Żywcu, stawiła się (...)". Początkowo myślałam, że w nawiasie jest data stanowiąca o czymś innym (tego dnia faktycznie wydarzyło się coś związanego z Martą), jednak - jak pisałam - widziałam wzór aktu. Data w nawiasie to słowny zapis daty w zapisie liczbowym. Czy w korekcie ktoś miał zaćmienie? Chciałabym wiedzieć.



      Podsumowując, nie trzeba być katolikiem - ba!, chyba nawet nie trzeba być chrześcijaninem - by dostrzec piękno w tej książce pełnej bólu, znaleźć wsparcie i siłę. Bo "Noc jest dniem" to nie tylko opowieść o przyjaźni i ciężkim losie. To opowieść o tym, że Bóg doświadcza nas nie dlatego, że jesteśmy słabi, ale dlatego, że jesteśmy na tyle silni, by znieść wszystko. Bo w człowieku drzemie prawdziwa moc. Trzeba jedynie umieć to dostrzec u siebie i u innych.

Ocena: 8,5/10

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Psychoskok.

     Strefa dobrych cytatów (jest ich masa!)

     "Tęsknię za czasami, kiedy słowa garnęły się do moich myśli."

     "Dla mnie sny były zawsze nieograniczonym dostępem do źródła mojej wewnętrznej mądrości, doświadczenia i kreatywności. Ta mądrość łączyła się bezpośrednio z mądrością Boga i dawała poczucie dodatkowego bezpieczeństwa, czasem ostrzegając przed czymś, czego się nie spodziewałem."

     "Jakby na to nie patrzeć, sam jestem reżyserem swojego życia."

     "Rozrywka jest nam potrzebna, każdemu: i bogatemu [,] i biednemu. Pozwala nam zapomnieć na chwilę o troskach, spojrzeć na świat innymi oczyma."

     "Wszystkie rzeczy mają swój czas i swym zamierzonym biegiem przemija wszystko pod słońcem."

     "Strach jest często ukrytym szantażystą, niwelującym nasze poczynania idące w stronę wzrostu."

     "(...) wszystko zależy od poglądu, który się wyznaje."

     "Tak naprawdę dopiero w kryzysowych sytuacjach dowiadujemy się, kim jesteśmy."

     "Ten, który nie potrafi przebaczyć, staje się ofiarą zła, które go dotknęło i przejęło nad nim swoje władanie i kontrolę".

     "Każdy dzień jest i nie jest dobry na odejście."

     "Życie jest niesamowitym darem od Boga, bez specjalnych zasług, ot tak, rozpoczyna się i nigdy już nie ustaje, nawet jeśli ciało rozpadnie się."
     

sobota, 15 października 2016

[Recenzja książki] Marta W. Staniszewska - " I obiecuję ci miłość..."

Autor: Marta W. Staniszewska
Tytuł: I obiecuję ci miłość...
Gatunek: Romans, Literatura obyczajowa
Wydawnictwo: Psychoskok
Ilość stron: 287

Opis: 
Wincent stawiał wartość danego słowa ponad własne życie i szczęście, jednak los zmusił go do zweryfikowania priorytetów. Nauczył go ponadto, aby dwa razy przemyślał, komu i jaką obietnicę składa, bo może okazać się, że wszystkich nie będzie w stanie dotrzymać… Zwłaszcza, jeśli w grę wchodzi szczęście jedynej dziewczyny na świecie, na której mu naprawdę zależało.
Czy Bella kiedykolwiek zaufa Wincentowi ponownie, po tym jak porzucił ją bez słowa wyjaśnień? Czy przeznaczenie da im szansę naprawić błędy przeszłości? I co na to mąż Belli...Delikatna, kobieca, erotyczna powieść o poszukiwaniu miłości i niespełnionych obietnicach.

Każda z nas chciałabym mieć takiego księcia jak Kopciuszek, ale niestety to tylko bajka… Życie układa nam co rusz nowe scenariusze. Nie zawsze takie, jakie byśmy chciały. Błogie życie z mężczyzną, którego kochamy przy boku - tego właśnie nie mogła doświadczyć bohaterka książki.
     „I obiecuje Ci miłość” to powieść dla każdej typowej romantyczki. Pełna erotyzmu, namiętności, wzlotów i upadków. Napisana jest łatwym językiem. Czyta się ją dość szybko. Sądzę, że dla zażyłej romantyczki, treść nie będzie miała końca.
       Mnie osobiście książka troszkę rozczarowała. Kiedy usłyszałam o niej po raz pierwszy, bardzo spodobał mi się opis. Oczekiwałam jednak czegoś więcej. Już na samym początku miałam wrażenie, że czytam "50 twarzy Greya". W sumie, nie ma się czemu dziwić. Pomimo tego, że lubię romanse, ten nie przypadł mi do gustu. Historia miłości niebanalnej, przedstawiona w dość nieoryginalny  sposób. Od samego początku domyślamy się jakie będzie zakończenie. Lubię element zaskoczenia, ale ta książka mi tego nie przyniosła.
       Bohaterowie, jakich niemało w dzisiejszym świecie. Jeden z nich wręcz mnie irytował. Tomasz,  bo o nim mowa, jest mężem Izy. Przez jego zachowanie, miałam wrażenie, że Iza wręcz dusi się w ich małżeństwie. Była kontrolowana na każdym kroku, mąż ustalał z kim i kiedy się spotyka. Nie miała w nim oparcia.  Tomasz nie przypadł  mi do gustu, ale za to polubiłam Izę. Było coś takiego, że kiedy czytałam o Izie, odczuwałam jej emocje.
Kolejna postać, mężczyzna u boku Izy to Wincent. Zanim związała się z Tomaszem, spotykała się z Wincentem. Złożył jej pewną obietnicę, po czym zniknął. Czy została ona spełniona? Sami się musicie przekonać.
         Podsumowując. Książka jak dla mnie ma minusy, ale nie zabrakło też plusów. Idealnie wpasowuje się w jesienne wieczory z kubkiem herbaty. Polecałabym ją dla nieco starszych romantyczek. Sądzę, że dla gimnazjalistek nie będzie to dobra lektura.  Z twórczością autorki spotykam się po raz pierwszy. Nie mogę uznać tego za najlepszą styczność, ale może za jakiś czas wrócę po inne jej książki.

Ocena: 5/10

Za możliwość przeczytania 
dziękuję wydawnictwu:

poniedziałek, 10 października 2016

[TAG] Tam treść zniewala nas najczęściej, czyli trochę informacji (nie)naukowej o naszych studiach!

    Witajcie! Dzisiaj mamy dla Was coś innego niż recenzje. Zaczął się rok akademicki, natłok pracy studenckiej wraca we władanie. Z tej okazji zorganizowałyśmy krótki tag z odpowiedziami na nasze własne pytania związane ze studiami, na które uczęszczamy. Wszystkie jesteśmy obecnie na drugim roku Informacji Naukowej i Bibliotekoznawstwa (SadisticWriter i Paula na INIBie stacjonarnym we Wrocławiu, Cleo na INIBie niestacjonarnym w Katowicach). Chcemy pokazać, że nasz kierunek też może być ciekawy! Z roku na rok frekwencja trochę spada, ale miejmy nadzieję, że bibliotekoznawstwo jako kierunek studiów nigdy nie zgaśnie!
     Jeżeli chcecie się dowiedzieć, jak takie studiowanie bibliotekoznawstwa naprawdę wygląda... Zapraszamy do czytania! 



1.      Dlaczego Informacja Naukowa i Bibliotekoznawstwo?

SadisticWriter: Szczerze powiedziawszy, nie był to szczyt moich marzeń. Reflektowałam na zupełnie inny pisarski kierunek, po prostu było tak wielu ludzi, że się nie dostałam. Na INIB dostałam się za pierwszym razem, dlatego już tutaj zostałam. Uznałam, że bibliotekoznawstwo nie musi być złe. I nie jest!

Cleo M. Cullen: Po przygodach z poprzednimi nieudanymi kierunkami powiedziałam sobie: "weź się za coś, co będziesz lubić". Książki są obecne w moim życiu od bardzo, bardzo dawna, zawsze dobrze czułam się w każdej bibliotece, do jakiej zaniosły mnie nogi, więc dlaczego nie studiować bibliotekoznawstwa? Poza tym praca siedząco-stojąca brzmi wręcz idealnie.

Paula: Studiuje na tym kierunku poniekąd przez przypadek. Moim pierwszym wyborem były studia dziennikarskie, ale  nie dostałam się. Można powiedzieć, że wybrałam ten kierunek przez pryzmat przyszłej pracy. Zanim zaczęłam studia, myślałam, że praca jako bibliotekarz  jest łatwa. Dziś już wiem, że do końca tak nie jest.

2.   Które przedmioty są najciekawsze, które najnudniejsze?

SadisticWriter: Dużo już tych przedmiotów było, ciężko odpowiedzieć. Lubiłam komunikację społeczną (ćwiczenia) – robiliśmy genialne przedstawienia! Ja np. otwierałam z koleżankami mroczny pub i witałyśmy się ze wszystkimi słowami: mroczny wieczór :D – nigdy nie zapomnę jak świetnie bawiłyśmy się nocą we Wrocławiu, kręcąc głupie filmiki (policja nas zaczepiła, gdy koleżanka zawisła z domku na placu zabaw, jakby się czegoś naćpała – udawała klątwę) i piekąc ciasteczka (paluchy wiedźmy i babeczki duszki!). Teraz lubię „jak wydać własną książkę” – jeden z opcyjnych przedmiotów na który czekałam od 1-szego semestru! Jakie najnudniejsze? Nigdy nie zapomnę usypiających wykładów z Podstaw Bibliologii (nie, to nie ma nic wspólnego z biblią), a tak poza tym to nie przepadam za wszystkimi bibliograficznymi pierdołami. Np. średnio lubię Teorię organizacji bibliografii czy Źródła Informacji, zdecydowanie wolę to, co jest związane z pisaniem (podstawy edytorstwa, opracowanie rzeczowe i formalne, itd.)

Cleo M. Cullen: Podobają mi się zajęcia z formalnego opracowania, bo jestem dość dobra w tworzeniu opisów, dobrze wspominam też zajęcia ze statystyki. Za to historia kultury zniechęciła mnie samą nazwą, pewnie dlatego nie byłam na żadnym wykładzie. Spokojnie, i tak zdałam :).

Paula: Przedmiot na którym uważam, notuję i powiedzmy, że lubię się go uczyć to Historia kultury książki. Podstawy edytorstwa to mój ulubiony przedmiot. Niestety już go nie ma. Najnudniejszymi zajęciami były Podstawy bibliologii.

3.   Co robisz żeby się nie nudzić na wykładach?

SadisticWriter: Ja zazwyczaj jestem przykładną studentką i staram się notować oraz słuchać wszystkiego, no, ale nie zawsze się to udaje. Gdy się nudzę, wyjmuję telefon i zwiedzam internety, rysuję na marginesach mangowe postacie lub piszę opowiadania. Czasem zdarzało mi się spać, szczególnie na Historii kultury książki.

Cleo M. Cullen: Odpuściłam sobie czytanie książek w takich sytuacjach – odrobina szacunku należy się każdemu, nawet najgorszemu (jak dobrze, że ja mam samych miłych) wykładowcy. Za to nikt nie zabroni mi wtedy myśleć nad opowiadaniami, zapisywać pomysły czy też tworzyć kolejne rozdziały opowiadania "Nigdy nie zapomnij". Dodatkowo jest dość czasu na myślenie o tym, który serial obejrzę, jak wrócę na noc do mieszkania, gdzie spędzam zjazdowe weekendy.

Paula: Hmmmm… staram się słuchać, a jak to zawodzi to wtedy na telefonie coś robię (często snapy), rysuję w zeszycie.

4.  Co Cię irytuje na tym kierunku najbardziej?

SadisticWriter: Wszystko co związanego z bibliografiami! Matko, uwielbiam na naszym INIBie tą część, która oznacza bibliotekoznawstwo, ale już mniej przepadam za tą, która tyczy się informacji naukowej. Nie lubię też tej kiepskiej organizacji (zawsze jakieś problemy z przedmiotami i innymi). Tak to nie mam na co narzekać! Nawet plan zajęć jest zazwyczaj spoko.

Cleo M. Cullen: Musiałam pomyśleć nad tym pytaniem. Jedyne, co może mnie irytować, to ilość notatek do sesji, bo i grupę na roku, i wykładowców mam fajnych, nawet wizyty w dziekanacie nie są takie złe.

Paula: Irytuje mnie  dezorganizacja. Nikt nigdy nic nie wie.

5.   Co najbardziej lubisz na kierunku?

SadisticWriter: Ludzi. Mam na kierunku naprawdę wspaniałych ludzi. Lubię to, że mamy własne studenckie żarciki, których nikt nie rozumie. To, że mamy mały instytut i generalnie jest nas mało, przez co jest jeszcze zabawniej! Lubię jeszcze naszą zagrodę – miejsce w instytucie (można powiedzieć, że taka pseudo piwnica), gdzie nikt prawie nie chodzi. Siedzimy zawsze na kartonach, robimy sobie zdjęcia i jemy śniadanie.

Cleo M. Cullen: Lubię to,  że zdobywam wiedzę z różnych dziedzin jednej nauki, kształcę się, co po sobie widzę, a zdobyte informacje już zaczynają przydawać mi się w życiu. Poza tym spędzanie wielu godzin na ćwiczeniach sprawia, że czuję się dość pewnie jako przyszły bibliotekarz i przez praktyki przeszłam z uśmiechem.

Paula: Lubię ludzi i niektórych prowadzących.

6.  Jakie są reakcje ludzi, gdy mówisz co studiujesz?

SadisticWriter: To jest coś w stylu: „Studiuję bibliotekoznawstwo”, „Aha, okej”. Matka mojego chłopaka spytała raz: „Tylko to?”, na co odpowiedziałam: „Nie, jeszcze Informacje naukową”. Wielu z nich pyta się również: co będę po tym kierunku miała? Po co na niego poszłam? A ja odpowiadam, że bardzo mi się tu podoba i w pełni się realizuję, poza tym nie muszę w przyszłości być bibliotekarką, a to nie jest ostatni kierunek jaki muszę ukończyć.

Cleo M. Cullen: Zazwyczaj dociera do nich jedynie słowo "bibliotekoznawstwo". Przez nie wyobrażają sobie  mnie w bibliotece, o "informację naukową" nawet się nie dopytują, więc tłumaczenia są zbędne i nie muszę się wysilać z wyjaśnieniem.

Paula: W pierwszej chwili ich reakcja na nazwę kierunku: yyyyy… co to jest ? I co ty niby tam robisz? Później jak im rozszyfruje nazwę, mówią: aha. Fajnie.

7.   Jak wygląda Twoje życie podczas sesji?

SadisticWriter: Jestem notatkowym zombie. Nie mam dnia bez nauki. Godziny bez nauki. Naprawdę, możecie mi wierzyć, jestem wtedy naukowym no-lifem. Siedzę w otoczeniu ogromnej ilości kartek, wkuwam i robię sobie tylko przerwę na wyprowadzenie psa, sen, zakupy i jedzenie. Dlatego tak bardzo nie lubię sesji! Po niej muszę się odzwyczajać od tego, żeby nie brać przypadkiem notatek do kuchni, gdy będę chciała ugotować obiad! No i odzwyczaić mózg od tego, że wcale nie musi powtarzać wyuczonych kwestii przez sen (patrz: historia filozofii. To był umysłowy kosmos, przez kolejne 4 dni nie mogłam przestać myśleć o Platonie, Plotonie, Heraklicie i Konfucjuszu).

Cleo M. Cullen: Herbata w ilościach hurtowych, ukochana muzyka, masa notatek, pomarańczowa kredka do zaznaczania najważniejszych rzeczy i otwarty umysł. Jakoś to idzie przy takim zestawie ;). Choć odrobinę przypominam wtedy zombie przez swoje cienie pod oczami.

Paula: Jest straszne. Denerwuję się, czasami mi się odechciewa uczyć. Nauka idzie wtedy średnio. Muszę się wspomagać kawą, czymś słodkim. Czasami w ruch idą grubsze alkohole, ale to tylko w ostateczności.

środa, 5 października 2016

[Mini relacja] Śląskie Targi Książek w Katowicach

             Hej! Dużo ostatnio trąbiłyśmy o tym, że pojawimy się wraz z Cleo M. Cullen na Śląskich Targach Książek w Katowicach. Wybrałyśmy najdogodniejszy dzień dla nas, czyli sobotę 1 października. Dzisiaj taka krótka relacja odchodząca daleko od recenzji, ale też niezbyt obszerna pod względem tekstu, bo… na dobrą sprawę nie byłyśmy na żadnym większym spotkaniu – miałyśmy odwiedzić pana Grahama, nie wyszło! Głównie zwiedzałyśmy stoiska z książkami. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, żeby pokazać Wam kilka zdjęć!
             To mój drugi raz na katowickich targach. W podobnym składzie spotkałyśmy się tam dwa lata temu – wtedy też po raz pierwszy widziałam #Ivy z Bluszczowych Recenzji i Cleo na żywo (swoją drogą – ona studiuje na Śląsku, ja na Dolnym Śląsku). Jeżeli miałabym porównać targi w pewnym odstępie czasowym to… na pewno z roku na rok są coraz lepsze! Teraz bardziej przypominały mi te krakowskie. Było dużo moich ulubionych wydawnictw i ogrom ciekawych stoisk. Było też kilka spotkań ze znanymi autorami, np. z Katarzyną Pakosińską, Katarzyna Bondą czy Grahamem Mastertonem.
              Jeżeli chodzi o przedsięwzięcia, podobało mi się pisanie własnej książki na miejscu – mogłeś chwycić za laptopa, usiąść i zacząć tworzyć! Podobało mi się również stoisko z tajemniczo opakowanymi książkami na których widniało kilka haseł, mających nam podpowiedzieć co może znajdować się w środku. To była taka oferta pomocy fundacyjnej. Ja utrafiłam na „Tajemniczy ogród” co bardzo mnie ucieszyło, bo to moja ulubiona książka z dzieciństwa, a nie miałam własnego egzemplarza. Targi są więc na plus! A szczególnie to, co działo się po targach, bo spędziłyśmy z dziewczynami fajną nockę.

Tegoroczne targi odbyły się w Międzynarodowym Centrum Kongresowym w Katowicach, obok Spodka (zostałam sprostowana!)
Na pamiątkę wspięcia się na wysokość zdania!
Baaaardzo pomocna tablica.
Nasze plakietki, nad którymi sporo pracowałam :D
A to nasza Cleo M. Cullen!
Smutny krasnal.
Na szczęście w przeciwieństwie do Krakowa, tu można było się swobodnie przeciskać między ludźmi!
Masa osób na spotkaniu pani Bondy (bodajże)
Dzieci też miały swój własny kącik!
Tu panowie z SQN'a próbowali nam znaleźć drugi egzemplarz książki!
Książki i pudła to dobre połączenie stylowe :D
Mnóstwo książek do kupienia!
To są właśnie te zapakowane w papier tajemnicze książki!
Akurat mi trafił się "Tajemniczy ogród" a Cleo "Nieznajomy"
Mój mały stosik z targów, plus "Love, Rosie" od Cleo i "Skazani" od Ivy!
Jakby ktoś się kiedyś zastanawiał jak wygląda Ivy z Bluszczowych! Haha
A to nasza kolacja składająca się z piramidy nuggetsów :D

             Jeżeli chodzi o samo nasze spotkanie, było tą lepszą częścią po targach, ale nie będę się na jego temat rozpisywać :D. Rozmowy do późna, śpiewanie (darcie kotów?) i nasze pamiętne teksty o odciskach nad głową. Miałyśmy też krótkie serie gry składającą się z kostek z których układa się różne historie, naszym bohaterem był w nich Gienek ze swoim bębenkiem. Tak, nie pytajcie. Mogę to podsumować jedynie w taki sposób: ze znajomymi po fachu, zawsze jest najlepiej! Także dziękuję Cleo, Ivy i Dadze za spotkanie! Liczę na więcej!
             A teraz tak ze spraw organizacyjnych. Ostatnio trochę nam się posypało na Zniewolonych. Zaczęły się studia, a więc Franklin od nas odszedł. Teraz z początkowego pięcioosobowego składu zostały nam trzy recenzentki. Byłyśmy trochę załamane i trochę czasu zajęło nam ogarnięcie rozpisek i innych zniewolonych spraw, ale już wszystko jest w porządku. Teraz mamy próbny miesiąc. Jeżeli wszystko będzie szło po naszej myśli, nie będziemy szukać nikogo dodatkowego, póki co będziemy jednak wstawiać posty co 5 dni. To tyle ze spraw organizacyjnych! Zapowiadałyśmy ożywienie, więc ożywienie będzie. Pozdrawiam!

sobota, 1 października 2016

Zniewolone podsumowanie WRZEŚNIA!

Witajcie! Minął nam właśnie trzeci miesiąc istnienia Zniewolonych Treścią. Jestem w szoku, że to już tyle czasu. Na razie się trzymamy, ale uwaga… przed nami wielkie wyzwanie! STUDIA! Nie dość, że narasta nam obowiązków z życia codziennego, to jeszcze czeka nas robota na Zniewolonych! Zapowiadamy… wielkie ożywienie.
Wciąż trzymamy się rozpiski wstawiania recenzji i pojawiają się one u nas co 3 dni, ale ostatnio było o nas trochę ciszej. Przyznaję, jako założycielka i administratorka nie miałam czasu na odwiedzanie waszych blogów, nie miałam czasu na reklamowanie, więc wszystkie statystyki poupadały. Teraz podzieliłyśmy się obowiązkami i uznałyśmy, że co miesiąc będziemy przeprowadzać konferencje Zniewolonych, gdzie na bieżąco ustalamy wszystkie sprawy. Powiem Wam, że październik zapowiada się nieźle! Pomińmy już marne statystyki i od razu przejdźmy do podsumowania.


1) 21 Jump Street [Recenzja filmu Pauli]
2) Brenna Yovanoff - "Wyśnione miejsca" [Recenzja SadisticWriter]
4) Stephenie Meyer - "Zmierzch" [Recenzja Franklina]


7) Jane Austen - Rozważna i romantyczna [Recenzja Cleo M. Cullen]
8) Rainbow Rowell - "Fangirl" [Recenzja SadisticWriter i Cleo M. Cullen]
9) Winston Groom - "Forrest Gump" [Recenzja Franklina]


Trochę tego było! W tym miesiącu rezygnujemy z publikowania w podsumowaniu nadchodzących recenzji, ponieważ one i tak  często nam się zmieniają, a nie chcemy nikogo wprowadzać w błąd. Mogę tylko powiedzieć, że będzie relacja z Targów Śląskich w Katowicach, które rozpoczęły się 30 września, a kończą 2 października – my wraz z Cleo M. Cullen oraz #Ivy z Bluszczowych Recenzji wybieramy się tam właśnie dzisiaj, czyli 1 października (relacje zapewne na naszej stronie na facebooku!). Pojawi się również nasz własny Zniewolony Tag! Będzie dotyczył kierunku naszych studiów i każda z nas odpowie na poszczególne pytania (przypominam, że wszystkie studiujemy: Informację Naukową i Bibliotekoznawstwo). Franklin w tym miesiącu powróci do nas z felietonem. Nie będzie filmów, za to będzie dużo ciekawych książek, a wiele z nich będzie pochodzić od wydawnictwa Psychoskok.

Jakiś czas temu, już nawet całkiem spory, zostałyśmy nominowane przez Isabelle do LBA. Efekty naszych zmagań publikuję poniżej. Nikogo nie nominujemy, bo wiemy, że wy też macie miliony takich wyzwań!


1. Książka, którą poleciłbyś/poleciłabyś każdemu?

SadisticWriter: Może nie jedną książkę, a całą serię! Harry Potter, oczywiście. Kto nie przeczytał - biada mu w rozmowie ze mną! Od niego zaczęła się cała moja przygoda z książkami :). Jeżeli miałabym iść dalej... na pewno fanom fantastyki i romansu poleciłabym wszystkie 47 tomów Sagi o Ludziach Lodu. Tak, jestem sadystą.

Cleo M. Cullen: Każdemu z całego serducha polecam "Trzynaście powodów". Może się wydawać, że fabuła nie zaciekawi, że to tylko kolejna powieść dla młodzieży, ale później jak ja możecie potrzebować chwili na refleksję. Bo czasami słowa są gorsze niż czyny.

Franklin: „Jak powieść” Daniel Pennac.
Paula: „Nie wszystko stracone” Cathy Kelly.

2. Masz jakieś życiowe motto?

SadisticWriter: Wiele. Tworzenie życiowych motto to jedno z moich hobby, haha.
"Żyć, nie umierać"
"Nie zostawiaj jutrzejszemu ja tyle roboty "

Cleo M. Cullen: Lepiej jest spróbować, niż żałować, że się nie spróbowało.

Franklin: Kto nie chce kiedy może, ten nie będzie mógł kiedy będzie chciał.
Paula:  Jedyną rzeczą która może cię zatrzymać to śmierć.

3. Ulubione bohater/ bohaterka książkowa?

SadisticWriter: Jestem książkowo trochę przestarzała. Dawno nie spotkałam bohatera/bohaterki, która/y zawróciłaby mi w głowie. Kiedyś był to Jace z Darów Anioła. Kiedyś. Stałe postacie to na pewno bohaterowie z Sagi o Ludziach Lodu: Cecilia (po niej przyjęłam imię na bierzmowaniu!), Silje, Sol, Tengel, Alexander... i weź wymieniaj w nieskończoność, bo epickich bohaterów jest tam od groma. Takie to kochać będę zawsze, bo pokazały czym jest rodzina, dobro, miłość i że można walczyć ze złem nawet, gdy jest się na straconej pozycji!

Cleo M. Cullen: David Martin / Don Tillman / Clay Jensen (Ruiz Shota, ale to tylko mój bohater <3)

Franklin: Herkules Poirot.
Paula: Luna z Harrego Pottera.

4. Najbardziej szalony wakacyjny plan?

SadisticWriter: Moje szalone plany mają to do siebie, że pojawiają się znienacka. Na pewno nie skoczyłabym ze spadochronu.

Cleo M. Cullen: Podczas ogniska dojść do wniosku, że można nocować w śpiworach i na pledach pod gołym niebem. Jedna z najlepszych przygód w moim życiu <3.

Franklin: Nie przeczytać żadnej książki.
Paula: Jednego dnia spakować swoje rzeczy, a drugiego dnia być już w innym miejscu na Ziemi.

5. Co chciałbyś/chciałabyś robić oprócz blogowania?

SadisticWriter: Jeżeli chcę coś robić oprócz blogowania, to to robię, taki ze mnie niesforny typ!
Cleo M. Cullen: Być bibliotekarzem! :D A także pisarzem na poważnie.

Franklin: Pisać książki, wykładać na temat literatury, pracować z ludźmi.
Paula: Podjąć pracę w najbardziej prestiżowym wydawnictwie w Polsce, bądź za granicą.

6. Ulubiony cytat?

SadisticWriter: Ewidentnie kocham cytaty z Wiedźmina, chociaż pod gilotyną własnego chłopaka przeczytałam tylko pierwszą część, to jednak "Ostatnie życzenie" mnie rozwaliło!

"Świat się zmienia, słońce zachodzi, a wódka się kończy"
"Rycerz bez blizny to kutas, nie rycerz!"

Cleo M. Cullen:  "Błogosławiony ten, którego obszczekują kretyni, bo nie do nich należeć będzie jego dusza".

Franklin: „Z rozpaczliwym uporem utrzymuję się przy życiu dzięki myśleniu pełnymi zdaniami.” J. Pich „Pod mocnym aniołem”.

Paula:  "Dla niektórych warto się czasem roztopić" ~ Olaf, Kraina lodu.

7.  Kto jest dla Ciebie autorytetem?

SadisticWriter: Dzieciaki w szkole zawsze się ze mnie śmiały jak mówiłam, że mama, kiedy oni podawali jakieś gwiazdy z filmów, piosenkarki, itd. itp. Mama do tej pory jest moim autorytetem i przykładem na to jak się nie dać i być cierpliwym do poziomu stoika.

Cleo M. Cullen: Moja mama. Największy bohater mojego życia.

Franklin: Stephen King.
Paula: Nigdy się nad tym nie zastanawiałam!

8.  O co poprosiłbyś/ poprosiłabyś ludzi gdybyś mógł/mogła powiedzieć coś do każdej osoby na świecie?

SadisticWriter: Trudne pytanie! Moja dusza krzyczy: "poprosiłabym o słodycze!", ale nie, to nie to. W tym momencie włącza się mój pesymizm, bo prawdopodobnie większość ludzi i tak by mnie nie wysłuchało. No, ale cóż. Na pewno było by to coś w stylu: "Żyj, nawet, jeżeli nie masz już sił" - i cały wywód na temat życia, śmierci, egoizmu i innych. Pewnie zanudziłabym świat.

Cleo M. Cullen: "Uśmiechnij się! Przecież i tak wszyscy umrzemy, to zróbmy to chociaż z uśmiechem na ustach!" (mnie się nie powinno pytać o podobne rzeczy xD).

Franklin: Nawet jeżeli jesteś idiotą, staraj się nie być głupi.
Paula: Aby przestali się oglądać tylko na siebie, lecz spojrzeli od czasu do czasu na drugiego człowieka.

 9. Gdybyś mogła zmienić coś na świecie co by to było?

SadisticWriter: Wojny, terroryzm - aby całkowicie zniknęły. Głód na świecie i biedę. Podstawowe problemy, które dręczą większość społeczności ludzkiej. No i jeszcze wprowadziłabym przymus czytania dobrych książek i zmieniła kanon lektur szkolnych.

Cleo M. Cullen: Przyjmowanie darów wysyłanych do Trzeciego Świata. Zakazałabym władzom przywłaszczanie sobie 3/4 towarów, a za złamanie tego zakazu surowo karała.

Franklin: Zwalczyłabym bezdomność. W każdym nowym domu zadbałabym o regał z książkami, które pasowałyby do danego mieszkańca.

Paula: Dałabym więcej możliwości rozwoju młodym ludziom w ich kraju.

10. Ulubiony świat literacki?

SadisticWriter: Fantastyczny, to na pewno. Tak na ogół określonego świata literackiego nie mam.

Cleo M. Cullen: Barcelona XX w. w wykonaniu C.R. Zafona.

Franklin: Świat wykreowany przez autorkę Harry'ego Pottera.
Paula: Świat pełen nadziei, miłości, z dala od nienawiści i cierpienia.